Potwory w Tokio - zawładnij azjatycką metropolią - recenzja gry #32


Wydawnictwo: Egmont
Autor: Richard Garfield
Ilustracje: Regis Torres
Gra dla 2-6 graczy
Wiek: od 8 r.ż.

Gra Potwory w Tokio budzi we mnie skrajne emocje. Po pierwsze wizualnie jest dla mnie tak atrakcyjna, że od razu trafiła w moje serce. Z drugiej strony - tematyka jest mi kompletnie obca, nie lubię tego typu walki i zabijania się nawzajem. No i na jednej szali chęć grania, bo tak smakowicie to wszystko wygląda, a z drugiej potwory, Tokio, lasery jakiś pingwin w hełmie???..... No i jak żyć????
---------------------------------------------------
Pudełko i co w środku 6/6
Kompletnie nie znałam tej gry wcześniej. Gdy przyszła paczka i wyjęłam pudło, to od razu uśmiech rozświetlił mą twarz.
Grafika na okładce jest wystrzałowa :D Kolorowa, z mnóstwem ciekawych postaci, dobrze zaprojektowanym napisem. Od razu zwraca uwagę i chce się otworzyć pudło i zobaczyć, co tam czeka na nas dalej.


Po otwarciu pudełka mamy instrukcję, z której zerkają na na nas Gigazaur i Space Penguin. Następnie mała plansza, na której widzimy Tokio z lotu ptaka.


W pięknie przygotowanej czarnej wyprasce idealnie mieszczą się ciekawe kości (8 sztuk), 28 znaczników, 66 kart, śliczne małe kosteczki energii, no i najlepsze - rewelacyjne pionki potworów!!!





Do tego są jeszcze podstawki pod pionki i dwie karty promocyjne do gry Zombie 15.
Każdy z elementów jest świetnej jakości, przyjemny w dotyku i baaardzo kolorowy.

Instrukcja 6/6
Króciutka instrukcja (w sumie tylko 5 stron) bardzo sprawnie wprowadza nas w meandry gry. Mnóstwo ilustracji, przykładów sytuacji, wyjaśnienia niektórych kart - dzięki temu po chwili możemy w sumie od razu siadać i grać.


Grafika 5/6
Tak, jak pisałam wyżej - mnie ta stylistyka chwyciła za serce. Mnóstwo elementów, ostre kolory, ale nie ma tu jakiegoś przesytu, czy bólu oczu - to jest naprawdę dobry projekt graficzny - jeśli chodzi o pudełko, potwory i planszę.


Bardzo podobają mi się postacie potworów - każdy inny, na innym tle, ma inne cechy. Są wzorowane na znanych nam postaciach z filmów, komiksów i animacji. Łatwo je polubić, pomimo tego, że próbują nas przestraszyć.


Rewelacyjne prezentuje się plansza (bardzo podoba mi się ten rzut miasta), jak i planszetki graczy - mamy na nich nasze potwory, które widnieją na pionkach, są ukazane na tle miasta. Bardzo przyjemne są te planszetki, świetny jest pomysł na przesuwanie kółeczkami punktów życia i zwycięstwa.


Troszkę inaczej mają się tu karty - niektóre grafiki nie są czytelne, czasami zastanawiamy się nad tym, co dana karta przedstawia, ale pomimo tego są też bardzo ciekawe i najważniejszy jest na nich tekst.
Najsłabszym elementem są znaczniki, które moim zdaniem są przede wszystkim za małe i wszystkie bardzo podobne do siebie, ciężko nam było odróżnić od siebie znaczniki dymu od znaczników trucizny, a wśród znaczników zmniejszenia znaleźć jeden znacznik imitacji.


Wrażenia z grania 5/6
Najpierw wybieramy sobie potwora. Często to najdłuższy etap gry, bo naprawdę ciężko dokonać wyboru - każdy jest fajowy! Ja zazwyczaj gram Pingwinem :D Niestety wybieramy tylko patrząc na wizualną stronę, ponieważ potwory nie mają żadnych zdolności.
No i zamieniamy się w potwory, które walczą o dominację nad miastem. Ważne jest, aby obmyślić odpowiednią strategię - czy bezlitośnie atakujemy, żeby zdobyć punkty zwycięstwa, czy czekamy lecząc rany? Możemy siedzieć w Tokio albo poza nim - w zależności od tego, w jakim stanie znajduje się nasze serce i nasza cierpliwość. Będąc w Tokio atakujemy wszystkich poza nim, a będąc poza Tokio atakujemy gracza, który tam właśnie siedzi.

Bardzo prosta gra, z łatwą instrukcją, z ciekawą negatywną interakcją.
Wydawca sugeruje, że można grać już od dwóch graczy, ale muszę przyznać, że na dwójkę działa to nie tak dobrze, jak na większą ilość. Tak więc - im więcej potworów, tym lepiej!
Do celu można dojść na dwa sposoby - zdobywając 20 punktów zwycięstwa lub eliminując wszystkich graczy.

Tura każdego gracza podzielona jest na kilka etapów (mamy to pięknie ujęte w tabelce w instrukcji). Generalnie naparzamy przeciwników, leczymy swoje rany i zbieramy karty, które pomogą nam w naparzaniu i leczeniu. Proste? Proste.
Na początku pewne wątpliwości może budzić losowość, ponieważ rzuty kośćmi i ich rozstrzygnięcie to jedna z mechanik tej gry. Jednak okazuje się, że dzięki możliwości przerzucenia kości mamy sporą możliwość kontrolować nasze decyzje.


Gra jest mocno regrywalna, przede wszystkim dlatego, że mamy do dyspozycji mnóstwo kart, z których nawet 1/3 się nie wykorzysta podczas jednej rozgrywki.  Poza tym wydawca daje nam tu wielkie pole do popisu sporą ilością rożnych dodatków! Mamy np. możliwość zaopatrzenia się w kolejne potwory - Cthulhu i King Kong, a dodatek PowerUp: Doładowanie, oprócz kolejnego potwora, daje nam unikalne cechy dla pozostałych!



A ja czekam teraz na kolejny dodatek, czyli Halloween!
Nie ma szans, żeby zagrać tylko jedną partię, bo gra pozostawia taki niedosyt, że hej! Tak więc, gdy chcecie pograć w Potwory w Tokio - zarezerwujcie sobie cały wieczór, ponieważ gra wciąga i zaprasza do kolejnych rozgrywek! No i zdecydowanie wygrywa swoim wyglądem!

Plusy:
+ bardzo proste zasady
+ świetne, kolorowe grafiki
+ duża regywalność
+ bardzo ciekawe planszetki graczy
+ dobre wykonanie
+ szybka rozgrywka

Minusy:
- za małe znaczniki, które trudno odróżnić od siebie
- brak cech indywidualnych potworów

Gra jest dla ciebie, jeśli:
- lubisz proste, a efektowne gry
- lubisz gry z negatywną interakcją
- chcesz wciągnąć kogoś do grania
- lubisz potwory
- chcesz mieć fajną grę imprezową


Dziękuję wydawnictwu Egmont za przesłanie gry do recenzji









Komentarze